Pooglądałam sobie troszkę Nigellę i zgłodniałam oczywiście. Ta kobieta jest niesamowita. Ja wiem, że gotuje niezdrowo, że tłusto, że pełno masła i śmietany. Ale co poradzić: oglądasz i chcesz jeść. Wszystko. Natychmiast.
Z racji późnej godziny i niesprzyjającej pory na obiady
(wieczór był już późny) odczekałam dzień licząc, że może mi chęci przejdą, bo
danie które mnie urzekło było z wołowiny a wołowina droga, rzecz wiadoma.
Ale, że nie przeszło nie było wyjścia. (Na szczęście jestem
dobra w biednym gotowaniu, także jak już wkrótce wydam wszystkie swoje
pieniądze, nadal będzie dużo powodów do blogowania).
Danie, które tak pięknie gotowała Nigella to Beef
Wellington. Nie jest to klasyczny przepis, bo klasyczny – jeśli się nie mylę –
wymaga by wołowinę piec w cieście, a nie
w boczku. Ale czyż boczek nie jest o wiele bardziej kuszący?. Danie polecane
jako prawdziwa gwiazda, idealna na leniwe, niedzielne popołudnie. Uroki pracy w
domu, że niedziela może być i w środę :)
Jeśli ktoś chce zobaczyć Nigellę w akcji, to poszukajcie
siódmego odcinka programu „Nigella Kitchen”. Youtube niestety go nie posiada,
ale może i dobrze, nie ma co się za bardzo przyglądać, jak ona ładnie i powabnie
w tej kuchni wygląda. Kiedy sama zabrałam się do dzieła, uwierzcie, niewiele w
tym było uroku, za to sporo chaosu i bałaganu (mam doktoranta na świadka!).
Plus drobiazg w postaci przypalającego się czegoś w piekarniku. Któż by
przewidział.
Sam przepis jest prosty i wcale nie tak pracochłonny. Wymaga
czasu bo się piecze 1,5h, ale samo przygotowanie spokojnie zmieści się w 30
minut.
Beef Wellington
2 cebule (+ masełko i olej do smażenia)
500g mielonej wołowiny
boczek w plastrach (opakowanie 150g zużyłam niemal w całości)
3 jajka ugotowane na twardo
1 jajko surowe
50g bułki tartej
Włączamy piekarnik na 180-190 stopni.
Jak ktoś jajek nie ma przygotowanych, to warto wstawić jajka, by się ugotowały na czas.
Cebulkę kroimy tak drobno jak mamy ochotę. To jest ta część, którą zawsze zaniedbam, więc moje kawałki cebuli były całkiem sporawe, ale nic to na szczęście nie zepsuło. Cebuli powinno być dość sporo, ja skroiłam trzy, bo były malutkie, ale takie standardowe to dwie powinny wystarczyć.
Cebulkę podsmażamy na oleju z dodatkiem masła dla smaku. Nigella doradziła, by po chwili zawartość patelni odrobinę posolić. I uwaga: to jedyny moment, kiedy do dania dodajemy jakiekolwiek przyprawy! Taka magia :)
Do miski wrzucamy mięso. Wbijamy surowe jajko, wsypujemy bułkę tartą. Dodajemy cebulę z patelni. Wszystko razem łapkami ugniatamy delikatnie.
Teraz tak: naszym celem jest uformować z mięsa coś w kształcie bochenka, w środku którego będą jajka (golden jewls mówi Nigella). Aby tego dokonać, połowę mieszanki mięsnej przekładamy do naczynia żaroodpornego.( Nie smarowałam naczynia żadnym tłuszczem, bo mięso z cebulą było już wystarczająco tłuste). Formujemy z niej spód – płaska część bochenka. Przez środek układamy jedno za drugim jajka (mój bochenek był trochę mniejszy, więc zmieściło się w ten sposób dwa i pół jajka. Pozostałe pól zjadłam, bo nic się przecież nie marnuje).
Jak już umościmy jajka, bierzemy resztę mięsa i formujemy „kopułę” bochenka. Nie przejmujcie się, jak nie wyjdzie super równo – uklepcie najciaśniej jak się da, to się wszystko w piekarniku ładnie połączy.
Plus połączeniu pomoże jeszcze gwiazda programu a więc boczuś :)
Plastry boczku układamy ciasno jeden obok drugiego na całym mięsnym bochenku, tak, aby nic spod spodu nie wystawało. Z wierzchu ma być boczek i tylko boczek.
Tak przygotowane mięso wstawiamy do piekarnika na 1,5 h.
Żeby nie było, że na talerzu smutnie tylko samo mięso,
dorabiamy sałatkę.
Oczywiście można i co innego. Ziemniaczki, czy jakieś
warzywka. Jakie kto ma fantazje.
Ja zrobiłam sałatkę-wariację na podstawie przepisu z książki
„Z miłości do jedzenia”. Skusiła mnie pieczona pietruszka, bo ja pietruszkę uwielbiam.
Taka zaniedbana, taka ignorowana, a taka pyszna. Łowię ją w zupach i ostatnio kiedy
mogę dodaję do różnych dań dla własnej tylko i wyłącznie przyjemności.
Sałatka na ciepło z pieczonych warzyw
4-5 ziemniaków
4 pietruszki
garść ziaren słonecznika
1 jabłko
oliwa z oliwek
kiełki rzodkiewki (bo akurat były w lodówce)
łyżka masła
Przyprawy: sól, bazylia, pietruszka, czosnek
Ziemniaki i pietruszki obieramy, kroimy na paski rozmiarem przypominające frytki.
Do naczynia żaroodpornego wlewamy 1-2 łyżki oliwy. Przesypujemy pokrojone warzywa, obtaczamy w oliwie. Dodajemy przyprawy.
Wstawiamy do piekarnika na 45 minut.
Na 10 minut przed wyjęciem warzyw z piekarnika kroimy jabłko na kawałki (podobnej wielkości, co ziemniaki i pietruszki). Dokładamy do piekących się warzyw, tak by z nimi te ostatnie minuty się podpiekło (ale na tyle krótko, by nie zdążyło zmięknąć, pozostało chrupiące).
Po wyjęciu z piekarnika: Słonecznik podprażamy na suchej patelni. Następnie dodajemy łyźkę masła i dorzucamy na patelnie upieczone warzywa. Mieszamy wszystko przez minutkę lub dwie i ściągamy z ognia.
Na talerzu dekorujemy kiełkami rzodkiewki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz