poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozgrzewka imbirowa

Eh... Tak już było zimowo i świątecznie, a teraz to tylko zimno. Tym bardziej warto ogrzać i rozgrzać się przy dobrym jedzonku. Dziś spróbowałam przepisu Karola Okrasy (kuchnialidla.pl) na kurczaka curry i bardzo mi smakował. Wsunęliśmy cały garnek we dwoje :)

Curry kocham, najczęściej robię je z dynią. Z braku "korbola" użyłam polecanych jabłek i wyszło pysznie.

Uwagi:
  • zamiast przygotowywać pastę curry można użyć gotowej, zielonej;
  • zamiast śliwek można użyć dowolnych owoców suszonych (Okrasa używał moreli, ja nie lubię);
  • jeśli ktoś woli bardziej pikantnie to trzeba użyć więcej papryki niż ja użyłam (lub dodać świeżego chilli z pestkami);
  • ponieważ mleczko kokosowe jest raczej egzotyczne i drogie warto czatować na promocję w Lidlu - można czasem kupić puszkę za połowę ceny (ja ostatnio kupiłam chyba 8 na zapas).

niedziela, 1 grudnia 2013

Brukselka inaczej

Przepis ten jest banalnie prosty, ale dla mnie okazał się rewolucyjny - zaczęłam jeść brukselkę, której spożywania odmówiłam już w przedszkolu, teraz jest to jeden z moich ulubionych dodatków obiadowych, zwłaszcza podawana na zimno.

Przepis (procja dla jednej osoby):

- porcja brukselki (wybieram w sklepie mniejsze sztuki)
- sok z połowy dużej cytryny lub z jednej małej
- sól morska grubo mielona 
- 1-2 łyżki oliwy

Odrywam zewnętrzne listki z brukselki, myję i przekrajam na połówki lub ćwiartki (zależy jak duże brukselki mam). Układam na blaszce, polewam oliwą, sokiem z cytryny i posypuję solą, dobrze mieszam. Wstawiam do piekarnika rozgrzanego do ok 180 stopni i piekę aż brukselki będą miękkie i przyrumienione.

Smakują zupełnie inaczej niż gotowane, są lekko twarde i tracą słodkawy posmak. Polecam jako dodatek, chociaż mi czasami zastępują cały obiad, warto spróbować :).

czwartek, 28 listopada 2013

Zapiekane bakłażany faszerowane hummusem czyli 2w1

Gotować lubię szybko, z krótkiej listy składników (lub tej niewymagającej) i bez zbędnego bałaganu. Lubię gdy danie jest gotowe akurat wtedy gdy kuchenny chaos został ogarnięty, a po posiłku można spokojnie udać się na małą sjestę (zamiast w kierunku zlewu). To danie spełnia wszystkie wymagania, a do tego łączy dwa przepisy.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Przyjaciele marchewki - co do ciasta?

Ciasto, którego mi się nie udało zrobić w sobotę powstało wreszcie wczoraj. Ach, jakże natchniona byłam! Miał być to placek marchewkowy, ale że jak zwykle zabrakło dyscypliny by trzymać się przepisu i poszłam za głosem serca - placek zamiast wyrosnąć niczym tort okazał się największym zakalcem świata. Ale! wiadomo, że nie to jak wygląda, ale to jak smakuje liczy się najbardziej. A dzięki pysznym dodatkom placek został jak najbardziej uratowany i stwierdziłam, że zasługuje jednak by tu o nim wspomnieć.

niedziela, 24 listopada 2013

Zakręcone ślimaki dla draki :P

Pomysł na ślimaki ukradłam "wujowi", który by umarł ze śmiechu jakbym go tak oficjalnie nazwała :P

Przepis idealny na ostanie dni miesiąca, gdyż można wykorzystać niemal wszystko, co zostało nam w lodówce :) Wygląda na skomplikowany, ale wcale taki nie jest. Zniechęcać może ciasto drożdżowe, które nie wszyscy potrafią zrobić. Polecam zatem kupić gotowe w pizzerii lub supermarkecie, i problem z głowy :) Ja osobiście uwielbiam robić ciasto na drożdżach, więc podam Wam niezawodny przepis :)


Na spotkanie z przyjaciółmi :)

W piątek przed spotkaniem z przyjaciółmi zastanawiałam się co mogę przygotować, żeby było szybko i smacznie. Ogarnęłam zawartość lodówki i garnków i pomysł się urodził!
Użyłam kurczaka, który został mi z rosołu i tak powstały... kurczakowo-ziemniaczane kuleczki! ;) Do tego grzanki i kilka sosów - wszystko znikało ze stołu szybciutko! ;)



piątek, 22 listopada 2013

Odrobina nieba w pątkowy wieczór

Jako, że nie jestem na randce, mimo wcześniejszych zalozeń, trzeba było sobie sprawić inne radości. Ba, może i nawet lepsze!



Chęć na słodkie mnie nie opuszcza, więc chyba naprawdę zbliża się zima. Więc o to najslodszy drink świata, no bo w końcu piąteczek, trochę imprezy być musi.


środa, 20 listopada 2013

Gruszkowa cudność

Marzenie o placku gruszkowym zakłócało mi spokój już niemal od dwóch miesięcy wciąż jednak nie mogłam się za niego zabrać. Nie wiem za bardzo dlaczego, może ma to związek z tym, iż wszelkie desery bez czekolady stają się ofiarą pomruków dezaprobaty drugiego domownika? ;) dziś nie było inaczej, choć przynajmniej przyznał, że pachnie ładnie :P

Więc ciasto jest obłędne, nieskromnie powiem :) A robi się je śmiesznie, bo do góry nogami. Już wcześniej takie przepisy widziałam, ale nigdy wcześniej z nich nie korzystałam. Skąd pomysł na takie odwracanie? wydaj mi się, że chodzi o to, by owoce się nie przypiekły i nie wysuszyły zbytnio. Kiedy są za wierzchu zawsze trochę grozi im spalenie :P I faktycznie, gruszki pieczone na spodzie blachy pozostały soczyste, dzięki czemu więc placek rozpływa się w ustach.

A robi się go tak:

wtorek, 19 listopada 2013

Ostatnia (?) dynia tej jesieni

Uwielbiam dynię! Sezon powoli się kończy, postanowiłam więc to uczcić przygotowując moją ulubioną dyniową potrawę. Może służyć jako danie samo w sobie, ja wykorzystałam ją jako "coś warzywnego" w obiedzie. Podałam dynię z polędwiczkami wieprzowymi i ziemniaczkami. Korzystałam z dwóch przepisów - na polędwiczki wieprzowe według Okrasy (kuchnialidla.pl - przepis super i film pokazujący, jak to zrobić, bardzo pomocny. Zamiast papryki można użyć zielonego pieprzu - próbowałam i pysznie wychodzi) i dyni z palcelizac.gazeta.pl (oczywiście zmodyfikowanych po mojemu).

Oto mój przepis na kolorowy i smaczny obiadek dla 2 (dość głodnych) osób:


poniedziałek, 18 listopada 2013

Nutella cake, czyli ciasto na specjalne okazje

Nutella to taki przysmak, który już na dzień dobry budzi pozytywne skojarzenia i w zasadzie, oprócz Oli, która jest uczulona na orzechy, nie znam osoby, która by tego czekoladowo-orzechowego kremu nie lubiła. Nie inaczej jest ze mną. Dlatego, jak zobaczyłam, na blogu Mojewypieki.com, przepis na Tort alla Giandui, bo tak wykwintnie nazywa się to ciasto, to niezwłocznie postanowiłam je upiec.

Szybko jednak uzmysłowiłam sobie, że jak na portfel studentki, którą jeszcze wtedy byłam (chlip chlip), to jest to całkiem kosztowna dawka kulinarnej przyjemności.

Zobaczcie na składniki i policzcie razem ze mną:


sobota, 16 listopada 2013

CEBULOWA a'la żurek

No tak, kto by pomyślał. 
Po pierwsze - ja i zupa. Mama nie uwierzy.
Po drugie - żurek. Jak wiecie, mam dość konkretne skojarzenia z tą zupą. Niekoniecznie dobre :P

Ale cóż, w ramach ciągłego dorastania postanowiłam się przełamać.


Kilka słów na temat przepisu. 

Powstał bardzo, ale to bardzo spontanicznie. To historia typu: "o kurcze, nie mamy nic na obiad! Zobaczmy co jest w lodówce...". Zup nie lubię, a żurku szczególnie. Wymyśliłam więc swoją wersję z cebulą. Opinie miała całkiem niezłe ze strony rodziny Przybylskich, więc uznałam, iż mogę ją wpisać w nasze domowe menu.




piątek, 15 listopada 2013

Fanatazja szefa #1 - czyli placek kawowy, bo nic się nie może zmarnować

Kiedy pytałam taty co na obiad i dostawałam odpowiedź "Fantazja Szefa" wiedziałam, że w kuchni zapanowała pełna improwizacja. Więc i ja, kiedy zdaje się w kuchni na intuicję i łut szczęścia, tworzę kolejne wersje fantazji szefa - jedne mniej, inne bardziej udane. Problem jest taki, że często danie takie robi się tak szybko i tak bardzo bez planu, że trudno potem odtworzyć co w nim było.

Podobnie było z tym plackiem. Impulsem dla jego powstania był zepsuty ekspres do kawy. Cholerstwo ostatecznie odmówiło współpracy a ja zostałam z nadmiarem zimnej kawy. Wylewać szkoda, a pora była juz zbyt późna by ja po prostu wypić no to stanęło na placku. Było kilka przeszkód, jak choćby brak masła (dzieje się tak! i zgadzam sie z Ewą: w takich kryzysowych sytuacjach nigdy sie nie chce biec do chaty na zakupy :P). Wiec ostatecznie poszło tak:

środa, 13 listopada 2013

Każda środa może być niedzielą


Pooglądałam sobie troszkę Nigellę i zgłodniałam oczywiście. Ta kobieta jest niesamowita. Ja wiem, że gotuje niezdrowo, że tłusto, że pełno masła i śmietany. Ale co poradzić: oglądasz i chcesz jeść. Wszystko. Natychmiast.

Z racji późnej godziny i niesprzyjającej pory na obiady (wieczór był już późny) odczekałam dzień licząc, że może mi chęci przejdą, bo danie które mnie urzekło było z wołowiny a wołowina droga, rzecz wiadoma.

Ale, że nie przeszło nie było wyjścia. (Na szczęście jestem dobra w biednym gotowaniu, także jak już wkrótce wydam wszystkie swoje pieniądze, nadal będzie dużo powodów do blogowania).

Danie, które tak pięknie gotowała Nigella to Beef Wellington. Nie jest to klasyczny przepis, bo klasyczny – jeśli się nie mylę – wymaga  by wołowinę piec w cieście, a nie w boczku. Ale czyż boczek nie jest o wiele bardziej kuszący?. Danie polecane jako prawdziwa gwiazda, idealna na leniwe, niedzielne popołudnie. Uroki pracy w domu, że niedziela może być i w środę :)


Zjedz coś


Z racji tego, iż niewiadomo skąd znowu pojawił się ten moment w moim życiu, kiedy próbuję wymyślić siebie na nowo, odkurzyłam stare pomysły w mojej głowie i blog o gotowaniu wyskoczył błyszcząc triumfalnie jako fantazja nie do odrzucenia. Ostatnimi czasy musiałam – o zgrozo! – naprawdę się solidnie napracować, co mój nieprzyzwyczajony umysł przyjął wielkim buntem. Na mózgowe przemęczenie pomagało tylko jedno – stanie nad garnkiem i roztapianie czekolady. Albo ugniatanie ciasta. Albo lepienie 150 maleńkich pulpecików do sosu pomidorowego. Znalazłam w kuchni swoje spa i odprężenie niczym na wakacjach all inclusive. Na fali ponownie obudzonej pasji nakupowałam na allegro kilogramy książek kucharskich, zasubkrybowałam kilka kulinarnych kanałów na youtubie i przeczytałam niektóre ulubione blogi od deski do deski. I poczułam natchnienie, które nie odpuszcza nawet gdy mózg odzyskał sprawność a praca znów płynie leniwie.

Poczułam też chęć porządku. Te wszystkie książki, filmiki, przepisy zalegające w przestrzeni dobrze byłoby zebrać ku pamięci. Moja ciocia ma notes z przepisami, którego w dzieciństwie jej piekielnie zazdrościłam. Próbowałam robić swoje notesy, ale się gdzieś całkiem zagubiły. Część przepisów zapisuję na komputerze, ale robi się ich za dużo i chaos się powiększa.

Tak więc stanęło na tym, na czym musiało.

Oto blog.


A jak już się wewnętrznie przekonałam, że tego bloga stworzę, to jeszcze jeden chytry plan przyszedł mi do głowy.

Lubię gotować i nawet mi czasem wychodzi. Ale wychodzi nie tylko mnie, ba! znam takie, którym wychodzi piękniej i lepiej! Moje przyjaciółki nie raz uszczęśliwiały mnie swoimi fantastycznymi ciastami, sałatkami, obiadami. Pamiętam torty urodzinowe, które dostawałam, obłędnie czekoladowe. Pamiętam wspólne gotowanie obiadów. Pamiętam imprezy, kiedy zamienialiśmy się w dorosłych i przyrządzaliśmy tony żarcia zamiast kupować czipsy. Pamiętam desery, które znienacka przynosiła mi moja sąsiadka poprawiając mi humor w nawet najbardziej nieprzyjazny dzień. Pamiętam wielkie smażenie pączków. Pamiętam wspólne osiedlowe wigilie, na których potrafiłam najeść się bardziej niż na tej rodzinnej.

Mniej jest ostatnio. Czas wrzucił inny bieg i płynie w przyśpieszonym tempie. Potrafimy nie widzieć się tygodniami a nawet miesiącami, bo jakoś tak się drogi nie składają, bo częściej już potrzebujemy spędzić wieczór w domu, bo są sprawy, bo jakoś tak nie pasuje. Tak się porobiło, pewnie tak już będzie. Nie ma kiedy pogadać, co dopiero wspólnie zjeść.

Przynajmniej w realu. Więc może by tak pogotować wspólnie wirtualnie?

Umówmy się: to nie będzie blog, który zdobędzie nagrody bloga roku. Chociażby dlatego, że moje zdjęcia są do bani i to nas zdyskwalifikuje na starcie :) Ale to może być miejsce, gdzie choć trochę będziemy mogły sobie pogadać. Znowu porobić coś wspólnie. Mieć powód, by częściej się odzywać. Chociażby po ratunek – „co mam robić, co zrobiłam źle, Twoje ciasto było takie pyszne, a moje totalnie leży!”.
No i wreszcie – co mi tam po blogach i książkach, wasze jedzenie jest najlepsze, chcę mieć te przepisy :) 

 Tak więc, pogotujmy razem, zawsze coś :)